Endometrioza – czy cierpienie jest nieuniknione? Jak pracować z bólem, by móc żyć w pełni?
Katarzyna Frąckowiak
Endometrioza to schorzenie, które powszechnie kojarzone jest z bólem oraz niepłodnością.
Problem jest poważny, choć często bagatelizowany. Niestety rzadko jesteśmy świadome, że
endometrioza i proces nowotworowy mają pewne cechy podobne, wspólne i że jej
występowanie zwiększa zagrożenie onkologiczne.
Czym jest endometrioza?
Endometrioza to problem aż 1 mln kobiet w Polsce. Jest to choroba przewlekła i podstępna,
rozwijająca się powoli i często bezobjawowo, a choć znana od ponad 100 lat, jej etiologia nadal pozostaje zagadką.
Endometrioza to łagodny proces rozrostowy, w którym tkanki błony śluzowej macicy (endometrium) występują poza fizjologicznym usytuowaniem.
Można powiedzieć, że struktury te „wszczepiają” się poza jamę macicy. Najczęściej są to obszary miednicy mniejszej: więzadła, jajniki, jajowody, otrzewna lub pęcherz moczowy a nawet jelita. Pod wpływem tak pojawiającego się endometrium pojawiają się patologiczne guzy endometrialne, wykazujące silną destrukcję otoczenia oraz możliwość transformacji
nowotworowej. Podczas wahań hormonalnych w czasie menstruacji ogniska endometriozy
reagują tak, jakby nadal znajdowały się w macicy: cyklicznie rosną i złuszczają się, powodujący tym samym wzrost krwawienia, stany zapalne i silne bóle. Związek endometriozy z nowotworami, a w szczególności z rakiem jajnika, znany jest już od 1925 roku. U kobiet z
endometriozą wykazano także większe ryzyko zachorowania na inne nowotwory, takie jak rak
piersi lub chłoniak Hodgkina.
Rysy na jakości życia
Objawy choroby ingerują we wszystkie sfery życia kobiet, ograniczając ich możliwości
zaspokajania swoich podstawowych potrzeb. Dolegliwości przeszkadzają w codziennych
aktywnościach, takich jak prowadzenie domu, praca czy współżycie seksualne. Ponad połowa
kobiet cierpiących na trudności związane z endometriozą odczuwa frustrację, osamotnienie i
lęk. Dominującym objawem jest ból. 94% kobiet z tej grupy odczuwa silne bóle menstruacyjne,
64% również poza trwaniem menstruacji. Jedynie 10% kobiet z endometriozą nie przyjmuje
leków przeciwbólowych, które dla pozostałych 90% są środkiem umożliwiającym normalne
funkcjonowanie.
Utrzymujący się i nasilony ból pogarsza jakość życia kobiet, ma zły wpływ
na funkcjonowanie w rodzinie i społeczeństwie. Obniża nastrój, zaburza poczucie szczęścia,
wpływa negatywnie na samoocenę. Napady bólu mogą prowadzić do wystąpienia przewlekłego zmęczenia, ponieważ ograniczony jest zakres odpoczynku zarówno w nocy, jak i w ciągu dnia. U 30 – 40% kobiet z endometriozą diagnozuje się niepłodność. Dla wielu pacjentek macierzyństwo jest ważną życiowo rolą, sposobem na samorealizację i rozwój. Kobiety te w trakcie diagnozowania choroby doświadczają szczególnie silnego stresu, który utrzymuje się, gdy podejmują starania o potomstwo, a te nie przynoszą rezultatu. Stresowi towarzyszą inne problemy psychologiczne, takie jak psychiczny uraz, obniżone poczucie własnej wartości, wrażenie beznadziejności i stany depresyjne.
Co z tym bólem?
Nasza ludzka niechęć do bólu związanego z różnymi dolegliwościami, w tym chronicznymi, to
w rzeczywistości nic innego jak awersja do cierpienia. Choć na co dzień nie odróżniamy tych
dwóch pojęć, istnieją między nimi znaczne różnice. Ból jest częścią naszej egzystencji. Sam w
sobie, jako taki, nie jest zły. Jest to raczej posłaniec, który przynosi nam informację, że w
naszym organizmie dzieje się coś niedobrego. Gdybyśmy jako ludzie nie byli wyposażeni w
mechanizm bólu, nie przetrwalibyśmy do dziś. Gdyby nie ból, nie cofalibyśmy ręki przed
ogniem. Gdyby nie ból, nie wiedzielibyśmy, że trzeba jechać do szpitala, bo właśnie
przechodzimy stan zapalny wyrostka robaczkowego. Taki intensywny ból angażuje naszą
uwagę i motywuje do działania. Gdy, jak w przypadku endometriozy, zmuszone jesteśmy żyć
w przewlekłym bólu, awersja do niego stoi nam na przeszkodzie w codziennym
funkcjonowaniu. Czasem ta niechęć ogranicza nas bardziej, niż ból sam w sobie.
Czym natomiast jest cierpienie?
Cierpienie może wynikać z bólu fizycznego, ale też emocjonalnego. Obejmuje to, co myślimy i czujemy w związku z doświadczanym bólem. Innymi słowy, ból jest wtedy, gdy uderzymy się w kostkę o nogę od stołu. Cierpienie to nasza reakcja na ten ból: wściekłość na swoją nieuwagę, złość na kogoś, kto w tym miejscu ten stół postawił, oraz to, co myślimy o swoim bólu: „teraz nie będę mogła pójść wieczorem na spacer”, „nie założę swoich ulubionych szpilek”. Kiedy w tej sytuacji uwierzymy umysłowi, który sprzedaje nam myśli o możliwych powikłaniach i stratach, jakich doświadczymy w związku z odczuwanym bólem kostki, cierpienie będzie bardzo duże. Jeśli natomiast ból związany z endometriozą, nawet duży, zostanie skontrolowany przez lekarza i otrzymamy informację, że choroba nie postępuje, uspokajamy się, traktujemy ból jako nieprzyjemny dyskomfort – cierpienie się zmniejsza. Tak naprawdę tym, czego jako ludzie się boimy, nie jest ból. Jest tym cierpienie.
A jednak mnie boli…
To naturalne, że nikt z nas nie chce żyć z przewlekłym bólem. A jednak takie sytuacje się
zdarzają, i to nierzadko. Taki ból może upośledzać nasze funkcjonowanie, podgryzać nas,
wprawiać w poirytowanie, przygnębienie, beznadzieję i powodować użalanie się nad sobą.
Odbierać nam poczucie kontroli nad własnym życiem.
Z bólem przewlekłym należy nauczyć się zaprzyjaźniać. W procesie oswajania się z nim,
ogromną rolę odgrywa medytacja. Nie oznacza to bynajmniej, że ból nie jest prawdziwy, i przez ćwiczenia umysłowe można go zlikwidować. Ból istnieje rzeczywiście, jednak nasze ciało odczuwające ból oraz nasz umysł, produkujący na jego temat różne myśli, nie są oddzielnymi bytami.
Możemy zatem, poprzez oddziaływanie umysłu, wpłynąć na doświadczanie cierpienia.
Między innymi przez traktowanie samego siebie z życzliwością.
Badania nad związkiem praktykowania medytacji, na przykład skanowania ciała lub uważności oddechu, a doświadczaniem bólu, jasno pokazują, że doświadczeni adepci medytacji wykazują znacznie niższy stopień doświadczanej przykrości w reakcji na bodźce bólowe niż uczestnicy grupy niemedytującej. Inne badania laboratoryjne dowiodły, że nawet krótki, 20 – minutowy trening podążania uwagą za oddechem, przeprowadzony czterokrotnie, redukuje o 57% poziom doświadczanego bólu w zakresie jego dotkliwości i o 40% w zakresie intensywności.
Co więcej, trening ten doprowadza również do wystąpienia zmian w mózgu w obszarach
uznawanych za modulatory doświadczania bólu. Regularna praktyka sprawia, że ból w
mniejszym stopniu koliduje ze zdolnością angażowania się w codzienne aktywności, takie jak
przygotowywanie posiłków czy sen. Poprawa ta wiąże się głównie ze zmniejszonym
doświadczaniem cierpienia: spadkiem negatywnych stanów emocjonalnych, takich jak
niepokój, depresja, wrogość i nadmierne zaabsorbowanie stanem swojego ciała. Osoby
cierpiące na chroniczny ból są w stanie ograniczyć liczbę przyjmowanych leków, zwiększyć
aktywność fizyczną i zacząć realizować plany i marzenia.
Jak praktykować medytację?
Przede wszystkim, trzeba zwrócić się z gotowością ku chwili obecnej, niezależnie, czy niesie
ona przyjemność, czy doznanie bólu. Na ból otwieramy się z całym możliwym współczuciem
i życzliwością. Klasyczne już eksperymenty potwierdzają, że wczucie się w ból, nawet, gdy
jest dotkliwy i długotrwały, jest skuteczniejszym narzędziem w obniżaniu jego poziomu niż
próba odwracania od niego uwagi.
Najlepszą praktyką na początek jest skanowanie ciała. Można ćwiczyć siedząc, leżąc lub
przyjmując inną, wygodną dla nas pozycję ciała. Proces rozpoczynamy od skierowania uwagi
na swój oddech, na kilka świadomych wdechów i wydechów. Następnie przenosimy uwagę do
palców lewej stopy i rejestrujemy, co tam czujemy. Bez osądzania, czy jest przyjemnie, czy
nieprzyjemnie. Po prostu zauważamy, jak jest, jakbyśmy spisywali inwentarz. Następnie
przenosimy uwagę do reszty stopy, potem łydki, i tak pracujemy z całym ciałem. Jeśli uwaga
ulegnie rozproszeniu, łagodnie, ale stanowczo, wracamy do opuszczonej części ciała. Takie
ucieczki umysłu są naturalne i zdarzają się każdemu. Nie chodzi nam o to, żeby ich nie
doświadczać, co z resztą jest niemożliwe, ale żeby zauważać, kiedy zostajemy „porwani” przez umysł.
Pamiętajmy, że oczekiwanie, że ból zniknie, nie pomaga w praktykowaniu tego ćwiczenia.
Bywa, że ból się nasila, bywa, że słabnie lub zmienia charakter. Naszym zadaniem jest
przyglądanie się sobie, miejsce po miejscu, i przechodzenie dalej. Gdy zdarzają się chwile tak
intensywnego bólu, że przekierowanie uwagi na inny obszar jest niemożliwe, po prostu trwajmy z uwagą w tym bolącym miejscu. Kierujmy oddech do tego obszaru, jakbyśmy robili więcej miejsca na każde doznanie, które stamtąd płynie. Celem tej uważnej praktyki nie jest walka z bólem. Celem jest wkładanie wysiłku w obserwację i akceptację dyskomfortu oraz związanych z nim emocji. Nie chcemy się szamotać, chcemy się zaprzyjaźnić. Dzięki temu w obliczu bólu będziemy potrafili na dłużej zachować spokój.
Możemy też zdawać sobie pytanie: „jak w skali 1 – 10 teraz mnie boli?”. Zapewne okaże się,
że nie zawsze jest to 10, nawet, gdy czujemy się okropnie. Spróbujmy skoncentrować się na
tym, że w obecnej chwili boli nas np. na 8, bez wybiegania myślą w przyszłość, np. „Pewnie
za godzinę dojdzie do 10”.
Nie wiemy, jak będzie. Teraz jest teraz, a teraz jest „8”. Koncentrujmy się na naszym „teraz”.
Bibliografia:
• Kabat – Zinn, J. (2018). Życie, piękna katastrofa. Warszawa: Czarna Owca.
• Sznurkowski, J. J. (2012). Endometrioza i proces nowotworowy. Current Gynecologic
Oncology, 10 (1), str. 61 – 70.
• Wyderka, M., I., Zalewska, D., Szeląg, E. (2011). Endometrioza a jakość życia.
Pielęgniarstwo Polskie, 4 (42), str. 199 – 206